Siedzę teraz i próbuję sobie
przypomnieć jak to z tym seksem u mnie było kiedyś, i chyba to że
muszę się nad tym zastanawiać najlepiej świadczy o tym że jakoś
nie był to bardzo istotny aspekt mojego życia.
Miałam paru partnerów przed
CagedMan-em (CM), ale wszyscy byli raczej skupieni na sobie i swoich
doznaniach i satysfakcji, przez co nauczyłam się że sama muszę
dbać o swoje orgazmy.
Wiąże się to teraz z tym że w sumie
prawie natychmiast potrafię w paru ruchach osiągnąć orgazm w
pozycji gdzie jestem „na górze”. Owszem parę razy w życiu
osiągnęłam orgazm także w innych pozycjach ale to raczej mieści
się w granicach błędu statystycznego.
CagedMan wniósł w moje życie
seksualne pomysłowość, zmiany i urozmaicenia.
Przez pierwsze lata znajomości
wystarczało nam żaru i energii na zadowolenie się „zwykłym
seksem”, który jeszcze wtedy zdarzał się spontanicznie. Po
pojawieniu się dzieci, seks zaczął stawać się rutynowy i
schematyczny jak już udało się znaleźć czas i siły.
Wtedy CM zaczął szukać roli dla mnie
i dla siebie, pierwszym pomysłem było oczywiście że ja będę
uległa a on będzie dominował... Już przy pierwszych próbach
okazało się że nie potrafię... przestać chichotać, jak on
próbuje być taki poważny i groźny, i grozi mi karami i klapsami.
O tyle ile oglądanie uległych, „torturowanych” kobiet bardzo
mnie podnieca, to we własnej sypialni jakoś tego nie czuję i nie
potrafię się podniecić i zachować powagi.
Więc drugą myślą CM było że to ja
będę dominować.
W sumie to wsadził mnie w tą rolę i
nie miał nic przeciwko byciu uległym. W tym czasie miej więcej
zaczęły w naszym domu pojawiać się różne gadżety i stroje
mające nam uprzyjemnić seks.
Oczywiście chciał mnie widzieć w
lateksach, gorsetach, pończochach i z bacikiem, ale naprawdę –
prosta ze mnie dziewczyna- o tyle ile nie miałam nic przeciwko żeby
przebrać się raz na jakich czas to przyjęcie tego jako stylu życia
jakoś mi nie przychodziło.
W moim mniemaniu seks jest tym co
skleja związek i MUSI pojawić się przynajmniej 2 razy w tygodniu w
jakiejś postaci żeby związek miał racje bytu – zaspokaja
fizyczne potrzeby mężczyzny i psychiczne kobiety i pozwala im
współpracować na płaszczyźnie dnia codziennego.
No i funkcjonowaliśmy, według
schematów i w sumie obok siebie ze wspólnymi obowiązkami.
Seks był dla mnie narzędziem
utrzymania emocjonalnej więzi z partnerem – bo w sumie to się dla
mnie liczy najbardziej, żeby nie stać się dla siebie obcymi
ludźmi.
Rozumiałam i pogodziłam się z tym że
już po paru latach nie ma co liczyć na fajerwerki - jest rutyna i
są obowiązki.
CM cały czas szukał nowych
inspiracji, kupował nowe sprzęty i próbował zachęcić mnie do
nowych zabaw w łóżku lub bawił się sam.
W sierpniu tego roku CM zamówił nową
zabaweczkę w postaci klatki dla swojego penisa - nie wiem skąd mu
się to wzięło ( uwielbia szukać w sieci i jak coś przykuje jego
wzrok to drąży temat).
Na początku nie towarzyszyła temu
żadna ideologia, była to kolejna atrakcja i podnieta, mająca
sprawdzić granice możliwości CM ( uwielbia je sprawdzać).
A co ja na to? Na początku myślałam
że spoko, kolejna fantazja którą sobie znalazł i realizuje – OK
mogę wziąć w tym udział od czasu do czasu, jeżeli jego to
nakręca i sprawia mu frajdę.
Gdy coraz więcej czytał i okazało
się że wiąże się z tym sposób życia, zaczął mi coraz więcej
o tym opowiadać i polecać mi linki, niestety w tym okresie przypadł
dołek dla naszego związku, więc mój entuzjazm był żaden –
niech się wali sam...
Nie był to pierwszy dołek, i tak jak
w przypadku poprzednich sztuczna cipka załatwiała sprawę i radził
sobie sam kiedy ja już zasypiałam ( zasypiam od ręki i
natychmiast), póki nie zaczynało się z powrotem układać, tak w
przypadku zamykania penisa w klatce granie solo okazało się
niemożliwe.
Oczywiście mogłam trzymać się
swojego „focha” i dać mu się bawić samemu, ale po pierwsze –
zależy mi na tym związku i rozumiem że trzeba chodzić na
kompromisy, a po drugie CM bardzo zależało żebym brała w tym
udział - w sumie zostałam wstawiona w tą rolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz