niedziela, 27 października 2019

To teraz kolej na opowieść z mojej strony...

Siedzę teraz i próbuję sobie przypomnieć jak to z tym seksem u mnie było kiedyś, i chyba to że muszę się nad tym zastanawiać najlepiej świadczy o tym że jakoś nie był to bardzo istotny aspekt mojego życia.
Miałam paru partnerów przed CagedMan-em (CM), ale wszyscy byli raczej skupieni na sobie i swoich doznaniach i satysfakcji, przez co nauczyłam się że sama muszę dbać o swoje orgazmy.
Wiąże się to teraz z tym że w sumie prawie natychmiast potrafię w paru ruchach osiągnąć orgazm w pozycji gdzie jestem „na górze”. Owszem parę razy w życiu osiągnęłam orgazm także w innych pozycjach ale to raczej mieści się w granicach błędu statystycznego.
CagedMan wniósł w moje życie seksualne pomysłowość, zmiany i urozmaicenia.
Przez pierwsze lata znajomości wystarczało nam żaru i energii na zadowolenie się „zwykłym seksem”, który jeszcze wtedy zdarzał się spontanicznie. Po pojawieniu się dzieci, seks zaczął stawać się rutynowy i schematyczny jak już udało się znaleźć czas i siły.
Wtedy CM zaczął szukać roli dla mnie i dla siebie, pierwszym pomysłem było oczywiście że ja będę uległa a on będzie dominował... Już przy pierwszych próbach okazało się że nie potrafię... przestać chichotać, jak on próbuje być taki poważny i groźny, i grozi mi karami i klapsami. O tyle ile oglądanie uległych, „torturowanych” kobiet bardzo mnie podnieca, to we własnej sypialni jakoś tego nie czuję i nie potrafię się podniecić i zachować powagi.
Więc drugą myślą CM było że to ja będę dominować.
W sumie to wsadził mnie w tą rolę i nie miał nic przeciwko byciu uległym. W tym czasie miej więcej zaczęły w naszym domu pojawiać się różne gadżety i stroje mające nam uprzyjemnić seks.
Oczywiście chciał mnie widzieć w lateksach, gorsetach, pończochach i z bacikiem, ale naprawdę – prosta ze mnie dziewczyna- o tyle ile nie miałam nic przeciwko żeby przebrać się raz na jakich czas to przyjęcie tego jako stylu życia jakoś mi nie przychodziło.
W moim mniemaniu seks jest tym co skleja związek i MUSI pojawić się przynajmniej 2 razy w tygodniu w jakiejś postaci żeby związek miał racje bytu – zaspokaja fizyczne potrzeby mężczyzny i psychiczne kobiety i pozwala im współpracować na płaszczyźnie dnia codziennego.
No i funkcjonowaliśmy, według schematów i w sumie obok siebie ze wspólnymi obowiązkami.
Seks był dla mnie narzędziem utrzymania emocjonalnej więzi z partnerem – bo w sumie to się dla mnie liczy najbardziej, żeby nie stać się dla siebie obcymi ludźmi.
Rozumiałam i pogodziłam się z tym że już po paru latach nie ma co liczyć na fajerwerki - jest rutyna i są obowiązki.
CM cały czas szukał nowych inspiracji, kupował nowe sprzęty i próbował zachęcić mnie do nowych zabaw w łóżku lub bawił się sam.
W sierpniu tego roku CM zamówił nową zabaweczkę w postaci klatki dla swojego penisa - nie wiem skąd mu się to wzięło ( uwielbia szukać w sieci i jak coś przykuje jego wzrok to drąży temat).
Na początku nie towarzyszyła temu żadna ideologia, była to kolejna atrakcja i podnieta, mająca sprawdzić granice możliwości CM ( uwielbia je sprawdzać).
A co ja na to? Na początku myślałam że spoko, kolejna fantazja którą sobie znalazł i realizuje – OK mogę wziąć w tym udział od czasu do czasu, jeżeli jego to nakręca i sprawia mu frajdę.
Gdy coraz więcej czytał i okazało się że wiąże się z tym sposób życia, zaczął mi coraz więcej o tym opowiadać i polecać mi linki, niestety w tym okresie przypadł dołek dla naszego związku, więc mój entuzjazm był żaden – niech się wali sam...
Nie był to pierwszy dołek, i tak jak w przypadku poprzednich sztuczna cipka załatwiała sprawę i radził sobie sam kiedy ja już zasypiałam ( zasypiam od ręki i natychmiast), póki nie zaczynało się z powrotem układać, tak w przypadku zamykania penisa w klatce granie solo okazało się niemożliwe.
Oczywiście mogłam trzymać się swojego „focha” i dać mu się bawić samemu, ale po pierwsze – zależy mi na tym związku i rozumiem że trzeba chodzić na kompromisy, a po drugie CM bardzo zależało żebym brała w tym udział - w sumie zostałam wstawiona w tą rolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz